Dwa kolejne, obfitujące w wiele kroków wiary weekendy „WYJŚCIE od bólu do nadziei” dopiero za nami, a Iwona Eifling, już przygotowuje się do weekendu dla liderek tego wydarzenia, zatytułowanego „Serce Córki”.  Zapraszamy na 1 część rozmowy Anny Tomczyk z Iwoną Eifling na temat jej drogi powołania do służby wśród młodzieży.

 

„Ja wiem jakie myśli mam o tobie – mówi Pan – myśli o pokoju a nie o niedoli, aby zgotować Ci przyszłość i natchnąć nadzieją.” Księga Jeremiasza 29:11  

 

Dotykanie bólu, oraz wskazywanie drogi do Boga, który jako jedyny jest w stanie opatrzyć nasze serca i zaprosić człowieka do przemieniającej relacji, jest tym, czego Iwona najpierw doświadczyła na samej sobie, by teraz, realizując misję, jaką włożył w jej serce Pan Bóg, wychodzić naprzeciw tym, którzy cierpią. W odpowiedzi na te potrzeby oraz z pragnienia zaszczepienia także w lokalnych społecznościach chrześcijańskich świadomości, jak ważne jest dotykanie bólu i towarzyszenie człowiekowi w przechodzeniu przez etap jego „wyjścia”, powstało pierwsze tego typu w Polsce narzędzie krótko i długoterminowej pomocy duchowej pod nazwą Projekt 29:11. Jego założycielką i liderem jest Iwona Eifling, z którą miałam przyjemność rozmawiać na temat jej osobistej historii „WYJŚCIA” oraz tego, w jak niezwykły sposób dziś, między innymi dzięki tej historii, używa jej Pan Bóg.

 

– Iwonko, zanim podzielisz się z nami swoją historią, wiem, że nosisz w sercu kolejny przykład tego, jak potrzebne nam wszystkim jest osobiste „WYJŚCIE od bólu do nadziei” ?

-Właśnie wróciłam z konferencji, na której Bóg znów pokazał mi, jaki ślad w życiu zostawiają nieuleczone zranienia z przeszłości. Miałam okazję rozmawiać z pewnym od dawna oddanym swojej służbie liderem młodzieżowym, którego znałam już długi czas. Nigdy jednak w naszych dotychczasowych rozmowach nie dotykaliśmy tematu jego osobistej historii ani tego, co nosił głęboko w sercu. Teraz okazało się, że od jakiegoś czasu ten chłopak zmaga się z bardzo poważną chorobą, której rozwoju nie sposób przewidzieć. Zapytałam go, jak on sobie z tym wszystkim radzi… I ku mojemu zdumieniu usłyszałam: „Wcale nie ta choroba jest najgorsza w tym wszystkim, ale to, co widzę, że od dawna jest na dnie mojego serca – to z tym sobie nie radzę dużo bardziej niż z tą chorobą!…” Nasza rozmowa zamieniła się w modlitwę, która oczyściła serce tego chłopaka i pozwoliła wypłynąć wszystkiemu, co było tam skrywane od lat na samym dnie… to był ból dawnych, głębokich zranień i emocji, które – choć oddał swoje życie Bogu i pragnął całym sercem Mu służyć – trzymały go wciąż z dala od miejsca pokoju i obfitości. To pokazało mi po raz kolejny, jak temat uzdrowienia wewnętrznych ran jest poważny i aktualny w życiu każdego z nas, także wcale nierzadko wieloletnich liderów.

 

– A więc bez podjęcia tak zwanych „kroków życia” możemy latami starać się służyć najlepiej jak potrafimy, ale wciąż wracać do miejsca, w którym widzimy, że coś nie pozwala nam pójść dalej, coś wciąż nas blokuje w dojściu do miejsca Bożego pokoju, wyposażenia i zaopatrzenia – i zwykle okazuje się, że ta przeszkoda ma swoje nieuzdrowione źródło? Tak było też w Twoim wypadku, Ty też musiałaś zmierzyć się ze swoimi ranami, które nosiłaś na skutek bolesnego odrzucenia przez mamę, która porzuciła Cię i wyjechała za granicę, gdy byłaś jeszcze małą dziewczynką…

-To przeżycie boleśnie wdrukowało się w moją tożsamość na wiele lat i kształtowało moje serce, zanim oddałam je Bogu i pozwoliłam, żeby to On – również poprzez przyprowadzenie mnie do „życiodajnych rąk” ludzi, których postawił na mojej drodze – uzdrawiał tę głęboką ranę we mnie. Tak naprawdę to nawet służąc jako lider młodzieżowy wciąż nosiłam w sercu wiele zranień, ale droga, na jakiej postawił mnie wtedy Bóg i obietnice, jakimi zaczął napełniać moje serce sprawiły, że uchwyciłam się ich i z zaufaniem pozwoliłam Bogu pokierować moim życiem tak, żeby nie stawać na drodze Jego planom wobec mnie. Ale aby dojść do miejsca Jego obfitości dla mojej służby i miejsca, w którym mogę żyć pełnią nowego życia, potrzebowałam doświadczyć własnego procesu uzdrowienia…

 

– To cenne spostrzeżenie, które może pomóc zarówno liderom, jak i każdemu, kto pragnie realizacji Bożych obietnic dla jego życia, zbadać swoje serce i poszukać w nim nieuleczonych ran, spowalniających nasze kroki. Twoje życie jasno pokazuje jak istotna jest świadomość stanu własnego serca i znalezienie ujścia dla noszonego w nim bólu – a nie ucieczki od niego. To, czym się dzielisz w trakcie weekendów „WYJŚCIE” pokazuje też, jak ważne jest pamiętać, że przed każdym z nas, w momencie oddania życia Jezusowi, otwiera się droga, jaką trzeba pokonać wraz z Bogiem aby on zbadał obecny tam ból i identyfikował jego źródła. Bo przecież bez tego kroku nie byłoby możliwe wybaczenie – to, co weekend „WYJŚCIE” bardzo mocno akcentuje, jako niezbędny etap na drodze do wolności…

-Pamiętam, jak bardzo uderzyła mnie reakcja nauczycieli i psychologów, gdy jeździłam do szkół robiąc tam prezentacje pod kątem tego, czego można doświadczyć na „WYJŚCIU”. Gdy zaczynałam mówić o bólu, o trudnych emocjach, o nieuzdrowionych zranieniach, nagle ci sami młodzi ludzie, którzy sprawiali nauczycielom i pedagogom wiele problemów wychowawczych i zdawali się być niezainteresowani nauką, zastygali w całkowitym milczeniu i w pełnym oczekiwania na każde kolejne słowo skupieniu chłonęli to o czym mówiłam i jakich spraw dotykałam. Okazuje się, że w momencie konfrontacji z własnym bólem człowiek zatrzymuje się, zaczyna być kimś zupełnie innym niż sądzimy, że jest na co dzień. Ta widoczna, nagła zmiana w zachowaniu młodzieży wprawiła nauczycieli w pełne niedowierzania zdumienie. W przerwach między moimi prelekcjami dla kolejnych klas, szkolni psycholodzy podchodzili do mnie i dosłownie ze łzami w oczach pytali, co ja takiego robię z tymi młodymi ludźmi, jak to się dzieje, że młodzież, którą tak długo – wydawało by się znali, nagle przeobraża się i reaguje w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie dało się u nich zaobserwować.

 

– Środowisko młodzieży, do jakiej adresowałaś swoje przemówienia w szkołach, to grupy, w których wartości chrześcijańskie nie zawsze są brane pod uwagę… Nie spotkałaś się z wynikającymi z tego trudnościami?

– Pamiętam wizytę w pewnej szkole w Gdyni, w której nikt mnie nie znał, więc uważałam za stosowne zapowiedzieć przed przyjazdem, że to, o czym mówię, opieram na wartościach chrześcijańskich i zapytać, czy to nie stanowi dla nich przeszkody. Dostałam zielone światło. Po moich wykładach pani, która mnie zaprosiła nie bardzo wiedząc, czego się po tych zajęciach spodziewać, przyszła do mnie bardzo wzruszona i dziękowała za wartość, jaką te wykłady wniosły, oraz za sposób w jaki mówiłam o wartościach chrześcijańskich – bez oskarżania, oceniania, potępiania…za to w sposób prosty i przejrzysty pokazując młodzieży: Oto są fakty – skorzystaj z nich albo nie, ale musisz je wziąć pod uwagę.

 

-Czy możesz określić, jak i kiedy rozeznałaś, do czego zostałaś powołana i co jest Twoją misją? W jaki sposób wchodziłaś na drogę, na której dziś jesteś?

-Od początku wiedziałam, że chcę pracować z młodzieżą, że moje serce jest przy młodych ludziach. Ale początek wcale nie był łatwy i na wiele odpowiedzi musiałam jeszcze długo poczekać. Musiałam też rozprawić się z wieloma przeszkodami, które mimo, iż zdecydowałam powierzyć życie Jezusowi gdy miałam 15 lat, nadal tkwiły we mnie i wciąż, mimo upływu lat, bezlitośnie przypominały o sobie. Odrzucenie, jakiego doświadczyłam w dzieciństwie, pozostawiło tak głębokie rany, że jeszcze długo odzywał się we mnie ogromny strach oraz niskie, wręcz zerowe poczucie wartości. Z kolei te stany dawały początek emocjom i reakcjom, które jeszcze długo Bóg uzdrawiał, pokazując mi te obszary we mnie, którymi należało się zająć. W tym procesie Bóg posłużył się moją ówczesną mentorką, Laurą Hash, którą poznałam mając 21 lat. Laura okazała się być dla mnie wielkim mentorem w przestrzeni uzdrowienia serca. Imponowała mi tym, kim sama była i zadawałam sobie pytanie, czy Bóg i mnie mógłby użyć i wyposażyć w podobny sposób? Tymczasem jednak byłam dopiero u progu dorosłości z wieloma nieuporządkowanymi zranieniami, a Laura w delikatny, ale precyzyjny sposób odsłaniała przede mną nowe obszary mnie, których Bóg pragnął dotykać. Wtedy byłam już liderem młodzieżowym, ale wciąż mierzyłam się z chęcią służenia w bardziej znaczący sposób. Niepewna dalszej drogi, pytałam: „Boże, czy to jest na pewno to, co chcesz, żebym robiła? Czy jest coś więcej?”. To pytanie towarzyszyło mi szczególnie wtedy, gdy pewnego dnia wracałam do domu w ulewę przez ciemne ulice i w jednej chwili poczułam, jakbym właśnie przeniosła się w czasie do dnia, gdy jako mała dziewczynka, w taki sam sposób zapłakana biegłam do domu i z ogromnym bólem, jaki niosłam wtedy w sercu, rozpaczliwie wołałam: „Czy jest coś więcej?!” Nagle dotarło do mnie, co Bóg pragnął mi pokazać poprzez te jakby nakładające się na siebie obrazy. Usłyszałam w sobie Jego głos, który mówił wprost do mnie: „Jest tyle osób, które tak jak ty kiedyś, wciąż chodzi i pyta ze łzami w oczach: CZY JEST COŚ WIĘCEJ? Czy jest coś jeszcze poza tym bólem?

 

– No właśnie – jak się tego dowiedzieć, czy jest coś więcej? Mając przywilej już kilkakrotnie służyć na weekendach „WYJŚCIE” widzę jak bardzo to, co sama odkryłaś, może ożywić nadzieję w tych, którym trudno jest ją zobaczyć przez ciemną zasłonę zranień, bólu i lęku.

 

To fundamentalne pytanie, za którym podążyłaś wraz z Bogiem, obfituje w życiodajne odpowiedzi – i o tym opowiesz nam w kolejnej części naszej rozmowy. Opowiesz nam w niej o dalszej części Twojej osobistej historii „wyjścia”. Dowiemy się też, w jakie obietnice wyposażał Cię Bóg, gdy rozwijałaś się w służbie, która zaowocowała Projektem 29:11 oraz jak dojrzewałaś jako mentor, którym stałaś się i nadal stajesz zwłaszcza dla młodego pokolenia kobiet.

 

Dziękuję Ci bardzo za tę wartościową rozmowę, a czytelników zapraszam na jej kolejną część, którą przeczytacie już wkrótce.

Z Iwoną Eifling rozmawiała Anna Tomczyk -Zespół Leaderstyle