Alek Konieczny. 27 lat. Mąż Pauliny, tata rocznego Rubena. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.  Lider i współtwórca projektu 12 kamieni, pastor Społeczności Miasto. Mówca na konferencjach chrześcijańskich.

-Alek, jakie owoce chciałbyś zobaczyć w swoim życiu?

-Chciałbym odchować w wierze moje własne i duchowe dzieci. Wykształcić w osobistej relacji moich następców.

-Co chciałbyś zobaczyć?

-Moje dzieci  szczęśliwe i pełne wiary.  Zdrowy, silny, wpływowy i charyzmatyczny kościół. Kościół, którego liczebność  nie jest liczona w ułamkach procenta.  Chrześcijan na wszystkich wzgórzach wpływu.  Moich  duchowych  spadkobierców, którzy poniosą wizję dalej niż ja… Ludzi żyjących według zasad Bożego Królestwa. No i… chciałbym też zobaczyć na własne oczy wskrzeszenie.

-Kim w tej przyszłości  jesteś?

-Duchowym ojcem. Takim, jakim dzisiaj jest dla mnie Wiesław Ziemba.

-Opowiedz, jak to wszystko się zaczęło

-Historia mojego nawrócenia jest dosyć standardowa. W liceum, na spotkaniu charyzmatycznym usłyszałem kerygmat. Oddałem życie Jezusowi. Od tego czasu byłem zaangażowany w życie Kościoła. Studiowałem prawo, ale już pod koniec nauki wiedziałem, że moje powołanie jest inne.  Moim marzeniem była pełnoetatowa praca dla Boga. Należałem do różnych wspólnot chrześcijańskich, w jednej z nich spotkałem liderów dzisiejszego Miasta.

Wspólnie czytaliśmy dużo Słowa, objawienie wzrastało progresywnie.  Z czasem przyszło to o uczniostwie, naśladowaniu Jezusa w domu, szkole, pubie, pracy. W CAŁYM życiu. Wydawało mi się wtedy, że ewangelizacja, prowadzenie kościoła na full time, jest zarezerwowane tylko dla księży. Jednak z Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych.

4 lata temu zainicjowaliśmy  projekt 12 kamieni. Projekt  lifestylowy.  Popularyzacja przez social-media wartości, które wyznajemy. 12 kamieni to zespół muzyczny, blog, nagrania video, eventy. Wszystko po to, aby w świeży sposób pokazać wiarę, kościół, relację z Bogiem. Jednak z czasem zaczęło brakować nam realnej wspólnoty. Kościoła. I dlatego dwa lata temu powstało Miasto. Dzisiaj jestem szczęśliwy, pracuję dla Pana tak, jak zawsze marzyłem, że będę.

-Chcecie pogodzić  szeroką wizję i głębokie życie.  Skrajne  wartości. Jak to robicie?

-Czasem jest ciężko. Ale to mnie bardzo porusza i mobilizuje. Znam takie miejsca, gdzie głębia duchowa jest niesamowita i można się karmić objawieniem pełnymi garściami. Forma za to jest tak nieprzyjazna, że ludzie tam nie przychodzą, a jak przyjdą to uciekną.  Jest też tendencja z drugiego bieguna: szerokie zarzucanie sieci, przyciąganie ludzi, ale nic dalej się z nimi nie dzieje.

Moim marzeniem jest to połączyć. Stworzyć kościół, który szeroko oddziaływuje; odnajdują się w nim niekościelni ludzie. Dajemy im jakość, przestrzeń, atmosferę, używamy języka, który jest dla nich zrozumiały. Z tym, że ludzie przychodzą i zostają. Nie dlatego, że my jesteśmy fajni. Dlatego, że Duch Święty dotyka ich serc, doznają działania Bożej Mocy. Pękają. Widzą, że potrzebują Boga, potrzebują Zbawiciela. I już nie przychodzą do fajnego klubu chrześcijańskiego, ale chcą prowadzić głębokie życie w uczniostwie, naśladowaniu Jezusa. Zmieniać siebie, zmieniać swoje rodziny.

-Do nieba chcecie iść stylowo. Czy jest miejsce na design w kościele?

-Razem z moją żoną Pauliną, która jest architektem, wygłaszaliśmy wykład „Design w kościele” na konferencji  Exodus w Gdańsku, potem jeszcze w innym mieście. Zostaliśmy zaproszeni, aby opowiedzieć jak przeprowadzać zmiany wizualne w kościele. Sztuka, wielkie dzieła malarzy, rzeźbiarzy, kompozytorów były od wieków tworzone na zamówienie kościołów. Piękno zawsze było tu obecne.

Bóg objawia się jako twórca i kreator. To co stworzył było dobre i piękne. Przez swoje dzieło objawia swój majestat i chwałę. Apostoł Paweł pisał, aby wykorzystywać każdą okazję do szerzenia Ewangelii. Otwarcie drzwi kościoła i pokazanie w nim piękna jest właśnie jedną z tych okazji.

-Co zobaczą ludzie w waszym Mieście?

– Na wejściu uśmiechniętych, dobrze wyglądających wolontariuszy w odpowiednio zaaranżowanej przestrzeni. Dalej zaserwujemy im dobrą kawę i świeże ciastka. Ot, takie proste, a zmienia ludziom poranek.

Następnie usłyszą piękną muzykę w dobrym wykonaniu naszego worship teamu. Kładziemy nacisk na to, aby ludzi wychodzący na scenę byli pełni Ducha Świętego. Ładnie śpiewać potrafi wiele osób, ale sprowadzać Bożą obecność – to już zupełnie co innego. W Mieście ludzie doświadczają czegoś więcej niż świetnego koncertu i to właśnie jedna z podstawowych dróg do ich serc.

Potem przychodzi czas na słowo. Staramy się czerpać ze standardów najlepszych mówców chrześcijańskich i motywacyjnych tak, aby ludzie byli zainspirowani. Na koniec przychodzi czas na relacje. Oprócz standardowej kawiarenki, po nabożeństwie organizujemy wspólne wyjście na obiad. Chcemy, aby każdy miał szansę poczuć się jak w rodzinie.

W skrócie – zobaczą jakość. Jakość formy. Mogą nie zgodzić się z treścią. To jest kwestia wolnej woli człowieka, który mówi: nie chcę uwielbiać, nie mam kogo uwielbiać, nie zgadzam się, odrzucam Boga… Jednak najlepsza możliwa forma jest dla nas bramą do przedstawienia im tego, co najważniejsze – treści.

-Masz to wszystko przemyślane….

-Nie lubię mówić, że mam wszystko przemyślane. Nie jestem w tym sensie strategiem. To wszystko jest wynikiem życia duchowego, na które staram się stawiać. Duch Święty  przemawia w ciszy. Dużo czasu spędzam na modlitwie. Siedzę w fotelu z tabletem na kolanach, czytam, pytam Ducha Świętego, rozmawiam, inspiruję się. Po prostu jestem człowiekiem wiary. Polegam na tym, co Duch Święty mówi…

Z liderem społeczności Miasto rozmawiała Hanna Tarnawska Leaderstyle